1 – Niedziela – 15.06.2025
2 – Co przeczytasz w „Niedziela 24/2025”
3 – Co przeczytasz w „Gość Niedzielny 24/2025”
Uroczystość Najświętszej Trójcy
Czytanie pierwsze
(Prz 8,22-31)
To mówi Mądrość Boża: „Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, przed
swymi czynami, od dawna. Od wieków jestem stworzona, od początku, zanim
ziemia powstała. Jestem zrodzona, gdy jeszcze bezmiar wód nie istniał
ani źródła, co wodą tryskają, i zanim góry stanęły. Poczęta jestem
przed pagórkami, nim ziemię i pola uczynił, początek pyłu na ziemi.
Gdy niebo umacniał, z Nim byłam, gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem
wód, gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej otchłani
umacniał, gdy morzu stawiał granice, by wody z brzegów nie wyszły, gdy
kreślił fundamenty pod ziemię. Ja byłam przy Nim mistrzynią, rozkoszą
Jego dzień po dniu, cały czas igrając przed Nim, igrając na okręgu
ziemi, znajdując radość przy synach ludzkich”.
Czytanie drugie
(Rz 5,1-5)
Bracia: Dostąpiwszy usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z
Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy
przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się
nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z
ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość
wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś nadzieję. A nadzieja
zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach
naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.
Psalm
(Ps 8,4-5.6-7.8-9)
REFREN: Jak jest przedziwne imię Twoje, Panie.
Gdy patrzę na Twoje niebo, dzieło palców Twoich,
na księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:
czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?
Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów,
uwieńczyłeś go czcią i chwałą.
Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich,
wszystko złożyłeś pod jego stopy:
Owce i bydło wszelakie,
i dzikie zwierzęta,
ptaki niebieskie i ryby morskie,
wszystko, co szlaki mórz przemierza.
Aklamacja
Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, Bogu, który jest i który
był, i który przychodzi.
Ewangelia
(J 16,12-15)
Jezus powiedział swoim uczniom: „Jeszcze wiele mam wam do
powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie
On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od
siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy
przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam
oznajmi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z
mojego bierze i wam objawi”.
Komentarz
Zachwyca mnie ta pedagogia słuchania Słowa.
Uroczystość Trójcy Przenajświętszej, spotkanie z Bogiem, który nie
jest samotnikiem, egoistą, jest wspólnotą osób i zaprasza do komunii.
Przepiękna ikona Trójcy Świętej, autorstwa Andrieja Rublowa, zaprasza
do tego by usiąść i kontemplować. Usiąść przy stole z trzema
aniołami, którzy nawiedzają Abrahama, by znaleźć dla siebie miejsce
przed Bogiem. Uczestniczyć w Jego życiu.
Oto Słowo znów prowadzi nas do Wieczernika. Słyszymy o Duchu Paraklecie,
o Duchu prawdy. Przepiękne Słowo, że Duch – mówi Jezus – „Mnie
uwielbi, gdyż będzie czerpał z tego co Moje i będzie wam to
głosił”. Zaproszeni do tego by iść przez życie w imię Trójcy
Przenajświętszej – Ojca, Syna i Ducha. Iść i czynić uczniów,
ewangelizować z odwagą. Jest to o tyle możliwe, o ile jesteśmy
zakorzeniani w życiu Boga Ojca, który daje nam Syna, w mocy Ducha.
ks. Wenancjusz Zmuda
Komunia święta bez świętej spowiedzi?
Zaczyna się zauważać w Polsce zjawisko tzw. samorozgrzeszania. Co jest jego genezą – kryzys sumienia, ignorancja, duchowe lenistwo?
W ostatnich dwóch-trzech dziesięcioleciach XX wieku w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych umocnił się trend przyjmowania Komunii św. przez wiernych bez wcześniejszej spowiedzi. W różnych kręgach zaczęto uważać, że spowiedź powszechna, wypowiadana na początku Mszy św., jest jedyną i wystarczającą w życiu katolika.
Pojawili się nadto zwolennicy tzw. samorozgrzeszania, bez odwoływania się do utrwalonej od wieków tradycji indywidualnej („usznej”) spowiedzi, co przyczyniło się do upowszechnienia praktyki Komunii św. bez spowiedzi. Nie wzięła się wszakże ta praktyka znikąd. Była poprzedzona długim procesem obejmującym przemiany religijności dokonujące się w Kościele, na który napierały ideologie sekularyzmu, zeświecczenia, obojętności na sprawy duchowe. Spychanie religii w ogóle, a katolicyzmu w szczególności na margines życia publicznego dokonywane było w niektórych środowiskach dynamicznie, a w innych – w sposób pełzający.
Zrozumieć, docenić, pokochać… Ale jak?
Wiary chrześcijańskiej nie da się zamknąć w ciasnych ramkach ludzkich poglądów czy oczekiwań.
Boże Ciało po raz kolejny może być dobrą okazją do tego, by nie tylko zamanifestować naszą wiarę na ulicach miast, miasteczek i wiosek, ale także ją pogłębić. Raz w roku Chrystus w znaku Chleba przechodzi obok naszych domów, jakby chciał być jeszcze bliżej naszej, czasem bardzo trudnej, codzienności. To z tego kontaktu z Nim płyną nasza siła do mierzenia się z przeciwnościami losu oraz odporność na całe zło tego świata. Z tej mocy może skorzystać każdy, potrzeba tylko naszej otwartości i wiary – prawdziwej wiary. Jaka jest nasza wiara w obecność Chrystusa w Eucharystii? Nie warto ulegać opiniom, że prawda o obecności Chrystusa w chlebie i winie jest zbyt skomplikowana. Jezus jest obecny w Eucharystii w sposób wyjątkowy. Obecność Jego Ciała i Krwi w tym sakramencie „można pojąć nie zmysłami, lecz jedynie przez wiarę, która opiera się na autorytecie Bożym” – uczył św. Tomasz z Akwinu. Pamiętajmy o tej mądrości, gdy za kilka dni wyjdziemy na ulice w procesjach, by wyznać wiarę w żywą obecność Boga wśród nas.
Pamiętam dobrze moją rozmowę z kard. Gerhardem L. Müllerem, byłym prefektem Kongregacji Nauki Wiary (wywiad w numerze 24/2023). Ten wybitny dogmatyk wyjaśnił, jak zrozumieć realną i fizyczną obecność Boga, który „jest nie tylko intencjonalnie bliski nam jako duch i prawda, ale jest też obecny w naszej cielesno-duchowej naturze, we wszystkich wymiarach naszej rzeczywistości. My, chrześcijanie, nie wierzymy w mitologicznego Boga w ludzkim przebraniu. Wiara w Chrystusa, Boga-Człowieka, nie jest religijnym symbolem czy metafizyczną spekulacją”. Kardynał chciał przez to powiedzieć, że nie możemy bagatelizować rozumienia i wyjaśniania prawdy o rzeczywistej obecności Boga w Eucharystii. Wiara zawsze szuka zrozumienia. Nie boi się rozumu. Choć wiara jest łaską, jest darem, to natura tego daru domaga się troski, pielęgnacji, by nie tylko jej nie zmarnować, lecz również nieustannie ją rozwijać i w niej wzrastać. Dlatego tak ważna jest nasza współpraca z łaską Bożą. Bez niej bowiem wyznanie: „jestem wierzący”, może się stać pustym słowem. Wiara chrześcijańska, jeśli ma być autentycznym poznaniem Boga i przylgnięciem do Niego, musi szukać zrozumienia. Inaczej będzie tylko zwyczajem, mglistym uczuciem religijnym lub co gorsza – zabobonem.
Trójjedyny, czyli jaki?
Każdą modlitwę rozpoczynamy od słów: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Często wypowiadamy je automatycznie. Czy mamy świadomość, że wyznajemy nimi wiarę w Trójcę Świętą? Co to znaczy wierzyć w jednego Boga w trzech Osobach? I jak nie dać się przekonać tym, którzy twierdzą, że lepiej uznać Trójcę za tajemnicę i dać sobie spokój?
Piotr przemówił przez Leona
Wybrany 8 maja nowy papież obrał imię: Leon XIV. W historii Kościoła tylko trzy imiona wybierano częściej – Jan, Benedykt oraz Grzegorz.
Rodzinny przewodnik po pierwszych piątkach
To pierwsze tak kompleksowe narzędzie, którym nie tylko pomagamy przeżyć nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca, ale robimy jeszcze dużo więcej dobrych rzeczy, które mogą wydać błogosławione owoce dla dziecka i całej rodziny – mówi Adrian Pakuła z Zespołu ODDANIE33.
Brytyjski zamach na spowiedź
Czy wolność sumienia jest zagrożona przez religijny analfabetyzm świeckich rządów?
To pytanie musiało zostać zadane w ostatnich latach. I jest ono zadane dziś administracji Partii Pracy premiera Keira Starmera w Wielkiej Brytanii, która wpadła na pomysł, aby wymagać od duchownych chrześcijańskich informowania policji, jeśli dowiedzą się podczas spowiedzi o nadużyciach seksualnych.
Nowy, liczący 370 stron projekt ustawy o przestępczości i policji (Crime and Policing Bill), który przechodzi obecnie przez parlament, ma na celu wzmocnienie uprawnień policji w walce z terroryzmem, niepokojami publicznymi i zachowaniami antyspołecznymi, a także z molestowaniem seksualnym dzieci przez kryminalizację każdego, kto nie zgłasza podejrzanych sprawców nadużyć, „uniemożliwia” innym osobom zgłoszenie tego lub ich od tego „odstrasza”.
Towarzyszące memorandum rządowe stanowi, że „obowiązek ustawowy” zgłaszania nadużyć będzie dotyczył „wyznań złożonych w kontekście religijnym lub duchowym”, i podkreśla, iż nie są one chronione na mocy klauzul o wolności religijnej zawartych w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka z 1950 r.
Kminkowa dla Jana Pawła II
Miss Polonia 1992, dziennikarka, prezenterka, mistrzyni kuchni… Twierdzi, że ma za co dziękować Bogu i że robi to każdego dnia, nie tylko w kościele.
Aneta Nawrot: Historie, które Pani opowiada, są piękne i bardzo wzruszające. Nie tylko nawiązuje Pani do pamiątek, które znalazły się w Pani domu, ale przede wszystkim wspomina o swojej rodzinie i wartościach, które wyniosła Pani z domu rodzinnego…
Ewa Wachowicz: Żyjemy w czasach, w których wiara jest passé, kościoły pustoszeją, słowo Boże jest jakby rzucane na wiatr. Trudno więc mówić o wartościach, dlatego z tak wielką atencją wracam do tego, co było w moim rodzinnym domu. Do tego, jak nas z bratem wychowywali rodzice, dziadkowie… Jakie to było mądre, piękne, właściwe. Doceniamy to zwłaszcza po latach, kiedy sami jesteśmy już dorośli.
W moim rodzinnym domu nie było zakazów, a było wychowywanie przez przykłady. Mojemu bratu i mnie rodzice swoim przykładem pokazywali, jak trzeba żyć przyzwoicie, zgodnie z Dekalogiem. Pamiętam np., że mój tatuś nigdy nie pracował w niedzielę czy święta. Oczywiście, ponieważ mieszkaliśmy na wsi, trzeba było zrobić tzw. obrządki: nakarmić zwierzęta, wydoić krowy… Po wykonaniu tych najpotrzebniejszych i koniecznych prac tatuś świętował: szedł do kościoła w odświętnym ubraniu, a potem był uroczysty obiad przy stole z całą rodziną, były rozmowy… Zapadło to bardzo w moją pamięć i proszę sobie wyobrazić, że za przykładem tatusia ja też – jeśli to tylko możliwe – staram się tak planować zajęcia, aby nie pracować w niedzielę, aby święcić dzień święty, aby był to dzień dla Boga i moich bliskich…
Tusk pomógł Nawrockiemu
Wybory prezydenckie pokazały ewidentny zwrot w prawo polskiego społeczeństwa oraz coraz bardziej narastający sprzeciw wobec polityki rządu – mówi red. Jacek Prusinowski, który codziennie przepytuje polityków.
Czytamy Leona XIV
Duch Boży pozwala nam odkryć nowy sposób postrzegania i przeżywania życia: otwiera nas na spotkanie z samym sobą, bez masek, które nakładamy; prowadzi nas do spotkania z Panem, ucząc nas doświadczania Jego radości.
Sobór nicejski nie jest jedynie wydarzeniem z przeszłości, lecz „kompasem”, który musi nadal prowadzić nas ku pełnej widzialnej jedności wszystkich chrześcijan. (…) Jestem przekonany, że powracając do soboru nicejskiego i czerpiąc razem z tego wspólnego źródła, będziemy mogli spojrzeć w innym świetle na kwestie, które nadal nas dzielą. (…) Jak wiemy, jednym z celów soboru nicejskiego było ustalenie wspólnej daty Wielkanocy, aby wyrazić jedność Kościoła (…). Niestety, różnice w kalendarzach nie pozwalają już chrześcijanom wspólnie obchodzić najważniejszego święta roku liturgicznego (…). Zaproponowano kilka konkretnych rozwiązań, które przy poszanowaniu zasady z Nicei pozwoliłyby chrześcijanom wspólnie obchodzić „Święto Świąt”. W tym roku, gdy wszyscy chrześcijanie obchodzili Wielkanoc tego samego dnia, pragnę potwierdzić otwartość Kościoła katolickiego na poszukiwanie ekumenicznego rozwiązania sprzyjającego wspólnemu świętowaniu zmartwychwstania Pana (…).
Przemówienie do uczestników sympozjum „Nicea i Kościół Trzeciego Tysiąclecia: ku jedności katolicko–prawosławnej”, 7 czerwca 2025 r.
Jak życiem oddawać chwałę Trójcy Świętej?
Wielokrotnie w swoim życiu kapłańskim spotykałem się z troską mojego rozmówcy o to, by mógł poświęcać Panu Bogu więcej czasu, oraz o to, jak może pogłębić swoją wiarę.
Mądrość zrodzona przed stworzeniem świata
Biblijne pojęcie mądrości nie jest jednoznaczne. Termin ten może określać człowieka, który posiadł sztukę umiejętnego życia. Zna jego radosne i bolesne aspekty, wie, że człowiek może znaleźć się w różnych, często zaskakujących sytuacjach, i wie jak wtedy się zachować.
PATRON TYGODNIA
Oddany biednym
Jego dzieła tchną wzniosłością Ducha i stanowią wielką zachętę, by zerwać z próżnością tego świata – powiedział o św. Grzegorzu papież Jan XXIII.
Echa wizji
Objawienia we włoskim Fiumicello zelektryzowały opinię publiczną. Ich śladem wyruszyli autorzy prezentowanej książki.
Fiumicello to niewielka miejscowość w północnych Włoszech, gdzie 7 lipca 2009 r. doszło do niezwykłych wydarzeń. Francesca Sgobbi, modląc się w pustym kościele, nagle zauważyła nieznanego księdza. Fiumicello leży z dala od szlaków turystycznych, a przybycie nowego kapłana do małej miejscowości na pewno nie uszłoby uwadze miejscowych. Nieznany ksiądz jeszcze kilkukrotnie pojawiał się w otoczeniu pani Sgobbi, by jej pomagać, aż po kolejnym takim spotkaniu poznała, kim on jest – był to nieżyjący od 25 lat kapłan z Polski ks. Jerzy Popiełuszko. Kobieta powiadomiła o wizjach miejscowego biskupa, wkrótce zaczęła też spisywać objawienia. Jakie przesłanie pozostawił jej bł. ks. Jerzy? Co o objawieniach w Fiumicello ma myśleć zwykły wierny? Na te pytania odpowiadają Milena Kindziuk i ks. Józef Naumowicz w książce Niezwykłe objawienia ks. Jerzego Popiełuszki we Włoszech.
Sam musiał się odnaleźć
„Święty Antoni, pomóż!” – mówimy, gdy giną klucze, dokumenty albo… cierpliwość. Ale ten popularny święty to nie tylko specjalista od rzeczy zagubionych.
Oskarżona Polska
„Wróg został starty w proch!” – grzmiał prokurator Nikołaj Afanasjew podczas parodii 3-dniowego procesu, który w czerwcu 1945 r. odbywał się w Moskwie.
Na ławie oskarżonych, otoczeni kordonem uzbrojonych krasnoarmiejców, zasiedli przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego, którzy przez prawie 6 lat kierowali walką Polaków o odzyskanie niepodległości.
Cień Jałty
Pertraktacje przywódców wolnego świata ze Stalinem grzebały nadzieję na sprawiedliwy dla Polski los powojenny. Nie było już złudzeń, że brunatną okupację zastąpi okupacja czerwona, połowa terytorium Polski zostanie wcielona bezprawnie do ZSRS, a reszta kraju znajdzie się w sowieckiej strefie wpływów. Prezydent USA i premier Wielkiej Brytanii w imię rozgrywek geopolitycznych zdradzili w Jałcie swego najwierniejszego sojusznika, przyjęli bez żadnych oporów zapewnienia Stalina, że w powojennej Polsce odbędą się wolne i demokratyczne wybory, a tworzony w Moskwie od lata 1944 r. marionetkowy rząd komunistyczny (zwany najpierw Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego, a później Rządem Tymczasowym) zostanie poszerzony o wskazanych przez Sowietów przedstawicieli „sił demokratycznych” z kręgów legalnego i konstytucyjnego rządu polskiego, działającego od września 1939 r. na emigracji. Zdrada jałtańska była dla Polaków straszliwym ciosem. Premier rządu RP na uchodźstwie Tomasz Arciszewski złożył na ręce aliantów stanowczy protest, określając, że konferencja krymska i jej postanowienia są „złamaniem elementarnych zasad, które obowiązują sojuszników, stanowią porzucenie litery i ducha Karty Atlantyckiej oraz prawa każdego narodu do występowania w obronie własnych interesów”. Memorandum pozostało bez echa. Do sumień polityków wolnego świata próbował odwoływać się też gen. Władysław Anders. Winston Churchill, który słuchał jego słów – przypominających także, jaką rolę odegrali Polacy w ocaleniu Wielkiej Brytanii podczas niemieckiej inwazji powietrznej w 1940 r. – uciął jednak sprawę krótko: „Pańskie dywizje nie są mi już do niczego potrzebne”. Polska została zdradzona.
Niedziela szczecińsko-kamieńska (Kościół nad Odrą i Bałtykiem)
U progu kapłańskiej drogi
Księża Maciej Cebo i Stanisław Domaradzki to neoprezbiterzy, którzy święcenia kapłańskie przyjęli 7 czerwca w bazylice archikatedralnej św. Jakuba Apostoła z rąk metropolity szczecińsko-kamieńskiego abp. Wiesława Śmigla.
Majówka u św. Ottona
Celem wydarzenia była kreatywna profilaktyka, promocja zdrowego stylu życia, aktywizacja prozdrowotna, bezpieczeństwo i integracja międzypokoleniowa, w myśl zasady „w zdrowym ciele zdrowy duch”.
Moje i twoje Medjugorie
Są chwile w życiu katolika, na które czeka się z głęboką tęsknotą – wśród nich szczególne miejsce zajmują pielgrzymki organizowane przez ks. Łukasza z parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gryficach.
Obraz wyciśnięty
Kiedy po raz pierwszy czytałem „Światło obrazu. Uwagi o fotografii” Rolanda Barthesa, nie przypuszczałem nawet, jak bardzo jego przestrogi odcisną piętno na moim życiu.
Ten klasyk współczesnej francuskiej humanistyki po śmierci matki zaczął pisać książkę o fotografii, chcąc w zdjęciach zmarłej odnaleźć ją niejako „na nowo”. Przyznam, że powtórna lektura trochę bardziej osadziła mnie w temacie, mianowicie w tym, jak fotografowany może zostać i zostaje przedmiotowo potraktowany przez fotografującego, tym bardziej że kierowałem już wówczas redakcją i doświadczałem na własnej skórze tego, co dzieje się (i jest absolutnie nie do pogodzenia z etyką zawodu) we współczesnych mediach. Zwłaszcza tych elektronicznych.
„Zdaje się, że po łacinie »fotografia« nazywałaby się »imago lucis opera expressa«, to znaczy obraz »wywołany«, »wy-jęty«, »wyrażony«, »wyciśnięty« (jak sok z cytryny) przez działanie światła” – napisał Barthes. Niech Państwa nie zwiodą te z pozoru filozoficzne dywagacje, kojarzące się raczej z poszukiwaniem metafory na siłę niż z realną oceną rzeczywistości. W świecie, w którym człowieka fotografowanego traktuje się jak przynętę (na przykład w celu poprawienia wizerunku tych, którzy się z nim fotografują), słowo „wyciskać” jest jak najbardziej adekwatne. Niektórym wydaje się – i to jest temat tego numeru „Gościa” – że wejście do schroniska dla bezdomnych z fotoreporterami, ustawienie się do zdjęcia z leczonym paliatywnie dzieckiem albo kiwanie w stronę obiektywu w momencie, gdy żebraczka otrzymuje od nich jałmużnę przysporzy im chwały. Wyborców zazwyczaj przysparza, chwały na krótko zapewne też, co nie zmienia faktu, że wykorzystuje się w ten sposób drugiego człowieka i jego biedę. Nigdy nie zapomnę wspomnień redakcyjnego kolegi z Haiti po kataklizmie: pojechał tam z jednym z dziennikarzy, ale robienie zdjęć pokazujących ten ogrom cierpienia przysparzało mu mnóstwo trudności. Wspominał o zgrozie, którą poczuł, gdy fotografując matkę z dzieckiem umierającym jej w ramionach, dostrzegł nienawiść w jej wzroku skierowanym na siebie. To jasne: są takie zdjęcia, których nie należy publikować, są i takie, których nawet nie należy robić, a jednak w epoce bezwstydu i bezduszności wielu o tym zapomina.
„Przedwyborcza wycieczka jednej z posłanek do hospicjum i robienie sobie zdjęć z pensjonariuszem, a potem wrzucanie ich, gdzie się da, wywołała zrozumiały sprzeciw” – napisała Agata Puścikowska („Ochronić człowieka prostego” – s. 18), dodając: „Zareagowali ludzie, niezależnie od politycznych opcji, dla których zachowanie posłanki nie licowało z dobrem fotografowanego człowieka, a było zorientowane na interes polityczny. Ta sytuacja, rodzaj uprzedmiotowienia w świetle reflektorów, powinna jednak prowokować do szerszej dyskusji (…). Jak nie przekroczyć (zacierającej się) granicy dobrego smaku i prawa?”.
No właśnie… Bardziej niż o prawo chodzi tu chyba o poczucie przyzwoitości. Zdarzało mi się już cytować Zbigniewa Herberta i jego słowa: „Tak więc estetyka może być pomocna w życiu”. Napisał je w wierszu dedykowanym profesor Izydorze Dąmbskiej. Przypomnę tylko na marginesie, że ta polska filozof miała „nie po drodze” z komunistycznymi władzami, bo w publicznych wypowiedziach twierdziła, że filozofia powinna być wytworem niezależnego dążenia umysłu ludzkiego do prawdy i że nie można jej uprawiać na gruncie jakiejkolwiek ideologii nakazanej odgórnie. Zapewne o jej niezłomną postawę chodziło, gdy cytowaną „Potęgę smaku” Herbert rozpoczynał od słów: „To wcale nie wymagało wielkiego charakteru/ mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi/ lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku/ Tak smaku”.
Komuna słusznie minęła, a ideologie nie odpuszczają, rodząc kolejne swoje dzieci. Nie ulega wątpliwości, że w walce o poszanowanie godności człowieka, zwłaszcza słabszego, można dostać po głowie zwłaszcza od tych, którzy na jego słabości zbijają kapitał. Ale nie wolno jej zaprzestać. O ile ma się choć odrobinę przyzwoitości.
Najważniejsza jest wrażliwość
Zawsze kiedy fotografuję w miejscach, gdzie są ludzie chorzy, bezbronni, wykluczeni, staram się kierować empatią. Szanować ich godność.
Prawnik dla „Gościa Niedzielnego”: Przebywanie w DPS czy hospicjum nie ogranicza prawa osoby do dysponowania wizerunkiem
– Pokazujmy DPS-y, hospicja, informujmy o tym, jak wygląda w nich życie, ale dajmy przebywającym w nich ludziom możliwość decydowania, czy chcą, by ich pokazano w mediach – mówi dr hab. Maria Łoszewska-Ołowska.
Ochronić człowieka prostego. Czy wolno publikować zdjęcia osób zależnych?
Przedwyborcza wycieczka jednej z posłanek do hospicjum i robienie sobie zdjęć z pensjonariuszem, a potem wrzucanie ich, gdzie się da, wywołała zrozumiały sprzeciw.
Kim był Floribert, męczennik z Demokratycznej Republiki Konga? Jego historia pokazuje, że zło nie jest niezwyciężone
Przyjaciel dzieci ulicy, młody urzędnik sprzeciwiający się korupcji, członek wspólnoty Sant’Egidio. Floribert Bwana Chui – nowy błogosławiony z Demokratycznej Republiki Konga.
Jeden Bóg w trzech Osobach
Karkołomne zadanie: w kilku tysiącach znaków opisać trzy będące w ścisłej komunii Osoby, którym poświęcono tysiące książek. Kaliber trudności i tajemnicy znakomicie oddaje tytuł kultowego dominikańskiego śpiewnika „Niepojęta Trójco”. Sam traktat De Trinitate św. Augustyn zawarł w piętnastu księgach. Już w pierwszych słowach Biblia przedstawia Boga jako Trójcę. Tekst hebrajski nazywa go Elohim, a wyraz ten z perspektywy gramatycznej jest rzeczownikiem w liczbie… mnogiej. Rabini, którzy odkryli w rabbim Jeszui mesjasza, opowiadają: „Znałem ten tekst na pamięć, a Bóg krzyczał już od pierwszego rozdziału: Jestem Jeden, ale jest Nas trzech!”.
Ks. Krzysztof Porosło: najważniejszym obrazem Trójcy Świętej jest człowiek
– Bóg pragnie nam się odsłaniać już tu, na ziemi, w relacji ze sobą – mówi dogmatyk ks. Krzysztof Porosło.
Zmiana, oczekiwania, nadzieje. Jakie wyzwania czekają prezydenta elekta?
Prezydent Karol Nawrocki przez pięć lat będzie współdecydował o naszym losie. Ma silny mandat społeczny, ale jego kompetencje są ograniczone i będzie skazany na trudną współpracę z rządem, reprezentującym odmienny obóz polityczny. Przed jakimi wyzwaniami staje nowy prezydent?
Skąd się wziął fenomen wysokiej frekwencji młodych w ostatnich wyborach?
Co stoi za politycznymi wyborami młodych i jakie konsekwencje już wkrótce może przynieść ich obywatelskie przebudzenie?
Inteligencja powinna budować kapitał społeczny, a nie kapitał pogardy. Czy inteligencja w Polsce rozumie tę różnicę?
Kandydat popierany przez PiS wygrał wybory dzięki liberalnej inteligencji z wielkich miast. Cóż za ironia.
Jedną z największych bolączek wielkomiejskiej inteligencji jest pogarda wobec innych ludzi.
Koalicja PiS z Konfederacją: możliwa czy tylko konieczna?
Wybory prezydenckie w 2025 roku skończyły się zwycięstwem Karola Nawrockiego, ale i w pewnej mierze także Sławomira Mentzena. Niemal trzy miliony Polaków oddały na niego głos w pierwszej turze.
Tętni w nas życie. Dlaczego warto zostać krwiodawcą?
Jest jeden lek, którego nie można wyprodukować ani kupić. Można go tylko bezinteresownie ofiarować.
Jak niszczono księdza Stryczka
Twórcy Szlachetnej Paczki odebrano dobre imię, zdrowie i dzieło życia. Ale się nie poddał.
Stacja XV – ucieczka przed wojną. Ukryty ślad życia czterech węgierskich Żydówek
Przez 80 lat droga krzyżowa, wisząca w kaplicy w Skoroszowie, skrywała unikatowe zapiski. Historia węgierskich Żydówek właśnie ujrzała światło dzienne.
Politycy, zajrzyjcie na rosyjskie strony internetowe: Rosjanie zacierają ręce, widząc skłóconą Polskę
Czego należy się spodziewać po białorusko-rosyjskich manewrach wojskowych, które za trzy miesiące mają się odbyć na Białorusi?
Dzieci umierają po cichu. Bomby, zniszczenia, epidemie i głód zamieniają Strefę Gazy w ogromne cmentarzysko
Sytuacja humanitarna w Strefie Gazy osiągnęła bezprecedensowy poziom kryzysu. Gaśnie nadzieja, ludzie czują się opuszczeni, a ku niebu, jak przestrzega papież Leon XIV, wznosi się płacz matek i ojców, którzy trzymają w ramionach martwe ciała swych dzieci.
Éric-Emmanuel Schmitt dla „Gościa”: Prawdziwa miłość zaczyna się wtedy, kiedy nic od drugiego nie chcemy dostać, a jesteśmy gotowi wszystko mu dać
O walce o nadzieję i tajemnicach wiary mówi Éric-Emmanuel Schmitt.
Postęp cywilizacyjny nie musi oznaczać „wygaszania” religii. To ideologiczny przesąd
– Nowy kierunek studiów pomoże w zrozumieniu tego, czym jest społeczeństwo wielokulturowe i wieloreligijne, jakimi prawami się ono rządzi – mówi ks. prof. dr hab. Jarosław Różański OMI.
Ile warte jest ludzkie życie?
Film Sary Colangelo, oparty na prawdziwej historii prawnika Kennetha Feinberga, porusza mało znaną sprawę związaną z zamachami 11 września 2001 roku na World Trade Center w Nowym Jorku. Kennetha Feinberg, wyznaczony przez rząd USA do zarządzania Funduszem Odszkodowań dla ofiar zamachów, ma ustalić, jakie odszkodowanie powinny otrzymać rodziny ofiar, a to wiąże się z koniecznością przeliczenia wartości ludzkiego życia na dolary.
Opowieść wszech czasów
Film George’a Stevensa z 1956 roku przedstawia życie Chrystusa aż do męczeńskiej śmierci i zmartwychwstania z poszanowaniem przekazów ewangelicznych.
„Protokół rozbieżności”, czyli jak wygląda historia Polski w podręcznikach naszych sąsiadów
Szwedzi zapytani o wydarzenie znane u nas jako potop szwedzki otwierają ze zdumienia oczy. Nigdy o nim nie słyszeli.
Supraśl – niepowtarzalny klimat krainy, gdzie odpoczywa wzrok
Kogo mam posłuchać, jeśli nie samych cherubów, które odwiedzającym Muzeum Ikon szepcą: „Odłóżmy na bok doczesne troski”? Supraśl w tym pomaga.
Pięć osób Trójcy w obrazie z XIV wieku
To jedno z najbardziej niezwykłych, a jednocześnie najgłębszych teologicznie przedstawień Trójcy Świętej, ukazujące cały Boży plan odkupienia ludzkości.
Milczenie kosmitów
Miłość jest zrozumiała, egoizm – zarozumiały.
Mówią mi ludzie, że gdy w powyborczy poranek przyszli do pracy, słyszeli jeden wielki jazgot. Tak zwani wszyscy pomstowali na „tych wieśniaków, sutenerów, głupków, kanalie” i co tam jeszcze znaleźli w sercach brzydzących się mową nienawiści. U mnie w pracy jakoś tego nie zauważyłem, ale wierzę na słowo. Jedno mnie tylko zastanawia: jak to jest, że „wszyscy” głosowali na tego, co miał wygrać, a wygrał ktoś inny? Czyżby aparat państwa, mimo zaangażowania w te wybory wszystkich sił, nie zdołał powstrzymać od głosowania armii ufoludków?
Przyjmijmy jednak ryzykowną hipotezę, że na prezydenta elekta zagłosowali nie kosmici, tylko większość Polaków. Jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że ich jakby nie widać ani nie słychać?
Otóż ja uważam, że to dobrze. Jak to mówią: ktoś musi być mądrzejszy, a mądrzej jest milczeć tam, gdzie alternatywą jest jałowa pyskówka. Chyba się nie łudzimy, że od haseł typu „alfons” da się od razu przejść do kulturalnej i głębokiej dyskusji? A może ci milczący nie wdają się w awantury, bo na przykład chcą ocalić dobre relacje albo zwyczajnie nie lubią być zakrzykiwani i ośmieszani?
Owszem, to sprawia wrażenie, że „zagniewani” dominują nie tylko w decybelach, ale też liczbowo, a zwłaszcza intelektualnie. Utwierdza ich w tym przekonaniu statystyka, która mówi, że średnia wykształcenia głosujących na ich kandydata była wyższa niż w przypadku głosujących na rywala. Okej, ale o czym to miałoby świadczyć? Że wyżej wykształceni są mądrzejsi? Czy mam wymieniać nazwiska profesorów, którzy plotą bzdury?
Wykształcenie jest dobre, tak jak dobry jest nóż, którego można użyć do krojenia chleba albo niewygodnego oponenta. To drugie jest może bardziej efektowne, ale mniej pożyteczne. Bluzganie na „ciemny lud” jest, rzekłbym, mało merytoryczne. Ani uczciwość, ani moralność, ani mądrość nie zależą od dyplomu, mają za to sporo wspólnego z pokorą. Z kolei pyszałek wykształcony jest gorszy niż niewykształcony, bo pogardę umie wyrażać bardziej przekonująco. Ale to nie pomaga.
Marzycielki
Panie z Aborcyjnego Dream Teamu jeszcze reklamują nielegalną „przychodnię aborcyjną”, zainstalowaną koło Sejmu, jednak jakby mniej pewnie. Grzmią wprawdzie, że „Polska wybrała właśnie skrajnego nacjonalistę na prezydenta”, ale zaraz przechodzą w płaczliwy ton. „Po wyborach w 2023 r. miałyśmy nadzieję, że państwo przestanie nas ścigać, a zacznie choć trochę wspierać. Dziś już wiemy, że politycy nie tylko nie ułatwią nam życia – mogą je jeszcze bardziej utrudnić” – żalą się. I dodają: „Miałyśmy tylko jedno życzenie: dekryminalizację aborcji”. Wzruszające – panie sobie „tylko” życzyły swobody zabijania dzieci. Jaki „dream team”, takie marzenia. Cóż, drogie panie, rządowy gwarant waszej bezkarności chyba sam będzie potrzebował gwaranta. Tak to jest w praworządnym państwie, że kto popełnia przestępstwo, ten się naraża na „utrudnienia”.
Potrzebują modlitwy
Rozdział Kościoła od państwa nie oznacza rozdziału polityki od wartości, również od wartości chrześcijańskich.
Czy polityk może cytować Pismo Święte? Rozdział Kościoła od państwa nie oznacza rozdziału polityki od wartości, również od wartości chrześcijańskich, co zasadniczo powinno być dla nas dobrą wiadomością. Sobór Watykański II nie mówi o separacji państwa od Kościoła, lecz o autonomii tych dwóch rzeczywistości. Precyzja jest tu bardzo ważna, gdyż separacja oznaczałaby brak współpracy, odwrócenie się do siebie plecami, natomiast autonomia umożliwia czy nawet zakłada rozmaite działania na rzecz dobra wspólnego. Powinniśmy być wdzięczni za to, że relację pomiędzy Kościołem a państwem polskim określić można jeszcze mianem „przyjaznego rozdziału”. W tym modelu wierzący człowiek, który działa jako polityk, ma prawo mówić o bliskich mu wartościach, cytować słowo Boże, a także uczestniczyć w nabożeństwach. Taki sposób bycia polityka nie oznacza, że żyjemy w państwie wyznaniowym (takimi są np. prawosławna Grecja czy luterańska Dania), żyjemy w państwie wolnym. Na drugim biegunie od modelu państwa wyznaniowego jest model radykalnego rozdziału państwa od Kościoła, który istnieje chyba tylko we Francji. Ale „świeckie” państwo jest neutralne pozornie, bo de facto panują w nim „wartości” takie jak np. wpisane do konstytucji Francji prawo do zabijania dzieci. A przecież jeszcze niedawno nawet we Francji bywali politycy, którzy nie kryli przywiązania do wiary katolickiej. Jednym z moich ulubionych jest Charles de Gaulle – wychowanek jezuickich szkół, generał, prezydent, który w każdą niedzielę uczestniczył we Mszy Świętej w kaplicy prezydenckiej przy Pałacu Elizejskim. Postać de Gaulle’a może być z dzisiejszej perspektywy zadziwiająca także dlatego, że źródłem jego siły – jak sam przyznawał – była jego córeczka dotknięta zespołem Downa, Anna. Podobno to on pokazał żonie, że dziecko to jest dla nich darem od samego Boga. Widział to z perspektywy swojej wiary. Myślę, że takich polityków również dziś potrzebujemy. A oni potrzebują naszej życzliwej modlitwy.
Rodziną silny
Ludzie się zmieniają, a o ich wartości świadczy nie to, skąd wyszli, ale gdzie doszli.
Pół Polski wciąż nie może otrząsnąć się po tym, jak Karol Nawrocki został prezydentem, biorąc pod uwagę zarzuty, jakie w trakcie kampanii wobec niego padały. Nie wchodząc w szczegóły (warto poczytać, jak bardzo drobiazgowo kandydat był dwa razy sprawdzany przez ABW), a nawet zakładając, że sporo historii przytaczanych przez media jest prawdziwa, to dotyczą one odległej przeszłości. Ludzie się zmieniają, a o ich wartości świadczy nie to, skąd wyszli, ale gdzie doszli. Nie to, jacy kiedyś byli, ale jacy są teraz i jaką drogę w swoim życiu przeszli, by wejść na szczyt. Dlatego właśnie, paradoksalnie, wbrew intencjom scenarzystów negatywnej kampanii, opowieść o Karolu Nawrockim przekonała do niego ponad 10 milionów wyborców.
Nie był to wcale proces oczywisty, a ogromną rolę odegrali w nim najbliżsi nowego prezydenta. Często mówi się o „wykorzystywaniu” rodziny w kampanii wyborczej, co brzmi dwuznacznie. Ale to nie był ten przypadek. Od konwencji w Krakowie, gdy po raz pierwszy Karol Nawrocki przedstawił publicznie żonę, siostrę, dwóch synów i córkę, aż po wieczór wyborczy 1 czerwca wszyscy oni nie tyle wspierali kampanię, ile wręcz mocno się w nią zaangażowali, zwłaszcza żona Marta („ja ścigam gangsterów, a nie wychodzę za nich za mąż”) i najstarszy syn Daniel. To chyba najmniej doceniany, a przecież przy takim przebiegu kampanii wręcz kluczowy czynnik, który wpłynął na ostateczny sukces Karola Nawrockiego. Poza twardymi elektoratami, odpornymi na wszystko, co się mówi i pisze, są przecież wyborcy, dla których najistotniejsze jest to, jaki człowiek ma zostać prezydentem Polski. Zwłaszcza wobec zarzutów dotyczących etyki i moralności kandydata. I tu (być może) przesądziło świadectwo najbliższych. Mocne, poparte konkretnymi działaniami. Nie jest przypadkiem, że czas, jaki komitet Karola Nawrockiego otrzymał od Kanału Zero tuż przed głosowaniem, kandydat oddał do dyspozycji swojej rodziny. Zobaczyliśmy przykład szczególnej więzi i dla wielu wahających się to właśnie mogło być argumentem przesądzającym.
Nowy rozdział
Modlitwa to podstawowy akt chrześcijańskiego patriotyzmu.
Każdej kampanii wyborczej towarzyszy napięcie, ale mam wrażenie (z całą świadomością, że to tylko wrażenie), że podczas żadnej kampanii do tej pory tylu Polaków nie prosiło Boga o dobry wynik wyborów. Stara maksyma św. Ignacego Loyoli zaleca, aby się modlić tak, jakby wszystko zależało od Boga, działając tak, jakby wszystko zależało od nas. W tej kampanii, przy całym towarzyszącym jej zaangażowaniu, mieliśmy wiele powodów liczyć tylko na Boga. Po całej serii ataków personalnych na Karola Nawrockiego, po demonstracjach rezerwy ze strony innych kandydatów prawicy – nadzieje zaczęły słabnąć. Choć jednocześnie ataki budziły coraz większą irytację społeczeństwa, a rezerwa innych liderów prawicy malała. I Bóg wysłuchał naszych modlitw.
Wybory pokazały, jak bardzo jesteśmy pękniętym społeczeństwem. Czy w tych warunkach solidarność narodowa jest jeszcze możliwa?
Należy odróżnić, używając rzymskich pojęć, dwie formy odbudowy jedności: reconciliatio i clementia. Pierwsze, pojednanie w ścisłym tego słowa znaczeniu, jest możliwe tam, gdzie racje są rzeczywiście podzielone i zgadzają się z tym obie strony. Na przykład gdy (załóżmy) są gotowe przyznać, że z obu stron (choć oczywiście nie tak samo, bo symetria nie występuje w naturze) naciągano prawo, a tylko stosowanie go w przyjęty sposób zapewnia elementarny ład społeczny. Zbyt „kreatywny” stosunek do prawa (na przykład stawianie w stan likwidacji telewizji publicznej, by przejąć nad nią polityczną kontrolę) zawsze będzie niszczył debatę publiczną i podważał zaufanie do państwa.Są jednak sfery, w których konflikt polityczny jest po prostu odbiciem dylematów, które naród musi rozstrzygnąć, aby żyć. To na przykład dotyczy praw rodziny. W tym wypadku trzeba sobie „uświadomić, że stoimy wobec nadludzkiego, dramatycznego zmagania między złem i dobrem, między śmiercią i życiem”, więc że jesteśmy w sytuacji, w której się trzeba zaangażować i „bezwarunkowo opowiedzieć” (por. Evangelium vitae, 28).
Rozstrzygnięcie narodowego dylematu, a tym bardziej przezwyciężenie kryzysu, wymaga suwerennej władzy, która – realizując dobro wspólne narodu – powinna okazywać elementarny szacunek czy choćby zrozumienie dla sytuacji psychologicznej tych, wbrew którym musi działać. To właśnie Rzymianie określali mianem clementia. Wielkoduszność silnej suwerennej władzy to jedyna forma solidarności, gdy wychodzący z kryzysu naród rozstrzyga kwestie najważniejsze dla swego istnienia.
I czas przywrócić w naszych kościołach wprowadzoną po odzyskaniu niepodległości modlitwę o zachowanie Rzeczypospolitej i za jej Prezydenta. Modlitwę tę, po wszystkich niedzielnych Mszach, zaczęto odmawiać po zawarciu konkordatu między prezydentem Wojciechowskim i papieżem Piusem XI. Siłą rzeczy zanikła (w kraju) po wojnie. Formalnie dlatego, że komuniści jednostronnie zerwali konkordat, faktycznie – bo Polska straciła niepodległość i Związek Sowiecki narzucił nam kolaboracyjne rządy komunistyczne. Ale wcześniej modlitwa ta stała się nie tyle formalnym wymogiem konkordatu, co po prostu wspólną, wytrwale zanoszoną do Boga prośbą chrześcijańskiego narodu za swoje państwo. Porzucenie jej to jedno z nieprzezwyciężonych skutków systemu PRL-owskiego. Czas, żeby to trwale naprawić.
Nie wiemy, co przyszłość niesie ojczyźnie. Zaczyna się lepszy czas, oby trwał. Ale za niepodległe państwo i za tego, kto Majestat Rzeczypospolitej reprezentuje, i za jego kolejnych następców należy się modlić w każdych warunkach. Czas do tego wrócić; czas idealny.
Święty Alojzy Gonzaga i lekcja odwagi
Wybrałem Towarzystwo, by raz na zawsze zamknąć drzwi przed wszelkimi ambicjami – powiedział rozsierdzonemu ojcu.
Uwielbiaj swego Pana
Śpiewnik na Boże Ciało.